Paweł Majka
paweł f. majka, od 24 lat we wrocławiu. próbuje pisać.
♦
nasze katechezy
była z tych co w piątek jedzą rybę
na szyi nosiła medalik z aluminium
matką boską i świętym patronem
koleżanki śmiały się z niej że zawsze
dziewica i nie wie co znaczy dobrze zrobić
na bóstwo w całej swojej nieobecności
przy tylu wyrazach twarzy
pamiętam najbardziej kiedy na klęczkach
przyjmowała mój majestat szepcząc
z przymkniętymi powiekami słowa
jakiejś prastarej modlitwy
na podwórku
miała krótki wzrok i krótką spódnicę. jej długie ręce
oplatały się wokół trzepaka; na podwórku była
coś jakby miss.
chłopcy nie mieli zbyt dużego wyboru, a ona
wiedziała jak robić. siadała na trzepaku
bez majtek, pokazując oczami niebo.
wystarczyło wyciągnąć palec; ona brała go
i przykładała do ust. nic nie mów.
wszystko działo się cicho; spuszczała
z trzepaka krótki wzrok na krótkie spodenki.
łapała go w pół słowa długimi rekami;
on milcząco wyciągał
szwajcarski scyzoryk
i mogli bawić się dalej.
spadek
wyrosłem z potrzeb swoich rodziców
którzy nigdy nie czuli się starsi ode mnie
i z dobrej woli podrzucili mnie życiu
podobno zdarzyło się to tylko raz
ale ja nigdy im nie zapomnę
chyba że pamięć można wycisnąć
jak syfa który urósł do rozmiarów
głowy i bywa z nią mylony
każdego przestępnego dnia tych
przestępczych lat obmyślam plan
jak zamienić się z nimi miejscami
tylko – co to za różnica
znajomości
moje koleżanki śmieją się ze mnie kiedy
odliczam do trzech i próbuję zniknąć
jak gdybym w ogóle się nie pojawił
przebieram przy tym nogami i udaję
że zaraz będę sikał licząc że może
wystraszy je to i odejdą kawałek
ale one stoją i czekają na moment
w którym uda mi się ta sztuczka
albo kiedy się zesikam po prostu
trzęsąc przy tym kolanami i gnąc
w palcach znaleziony kapsel
może schowam się do butelki
schronisko
szperam na strychu. szukam tego, czego tam nie znajdę.
psa pochowałem pod jabłonką, kiedy zaczynały spadać liście.
na wiosnę jabłonka pięknie kwitła. to był dobry pies.
nocami słychać wycie i przychodzą do domu samotne dusze,
które pukają wyjątkowo nieśmiało. daję im piętki chleba.
mocno zarumienione.
potem mam nowego psa, kiedy kończy się żałoba.
przepędzamy psie dusze, kiedy kończą się piętki.
rzucamy się sobie do gardeł, wypowiadając słowa,
które w środku mają mięso i kości.
zamiany
szereg głów ustawionych nad bramą
numer 9.
ich pytające spojrzenia, kiedy
wyrzucam śmieci albo biorę psa
na spacer i chodzę wokół skweru.
czasem oszukuję i zamieniam się
ze swoim psem, wtedy obaj mylimy
ilość okrążeń.
widzę głowy, kiedy stoję tyłem i mam
skrzyżowane ręce, opaskę na oczach.
wśród nich jest też moja i staje się całym
szeregiem, a cały szereg staje się
jedną głową mojego psa.
tylko kot
twoje radio vintage i jego chropowaty głośnik
to jestem ja
albo zielona lampka kiedy gaśnie
zapalasz światło bo ciemność
brzydocie szkodzi
a brzydzi cię każda stracona sekunda
i każda strata którą chcesz czuć
jak puls w odrąbanej ręce byle tylko
na koniec rozmowy móc powiedzieć
od tyłu kilka słów które rozumie
jedynie stary szary kot w momencie
kiedy odcinasz mu ogon